To, czy bieg będzie udany czy nie, zależy od wielu czynników. Nie mówię tutaj o tempie biegu, który zależy oczywiście głównie od formy. Nie mówię także o profilu trasy, pogodzie, czy nawet niewygodnych butach. Mówię o tym, że czasami po prostu mamy bardzo kiepski dzień do biegania.

Czasami to czujemy: już przed wyjściem wydaje nam się, że bieganie dziś to nie najlepszy pomysł, ale z przyzwyczajenia i/lub obowiązku ubieramy buty i lecimy w teren. Innym razem nic nie zwiastuje problemów na trasie: przed wyjściem czujemy się całkiem dobrze, pełni energii, podekscytowani myślą o bieganiu. A tu klapa - każdy krok sprawia nam trud. Co wtedy? 

Ciężko o prostą radę. Większość ekspertów powie, żeby odpuścić tego dnia. Znajdą się i tacy, którzy stwierdzą, że trzeba być twardym, że w bólu buduje się charakter. Nie ma złotego środka, a i sporo zależy od różnych okoliczności. 

Zacznijmy od tego, czy jest to trening czy są to zawody. Jeśli trening, to łatwiej nam odpuścić. A jeśli zawody, na które długo czekaliśmy, to zrobimy wszystko, byle podołać wyzwaniu. Moja rada na zawody jest taka:

  • Jeśli czujesz się naprawdę źle - odpuść. To żaden dyshonor zejść z trasy - nawet zawodowcom na olimpiadzie się zdarza. Tym bardziej, jeśli jest to jakaś kontuzja lub podejrzany ból - wtedy koniecznie zakończ zawody. 
  • Jeśli masz słabiutki dzień, ale w sumie nic złego się nie dzieje, nic Cię nie boli (po prostu wolno, ociężale biegniesz), wtedy możesz biec do mety, jednak zapomnij o dobrym wyniku. Potraktuj zawody, jak zwykły trening. Pogadaj z kimś na trasie, podziwiaj krajobraz, spróbuj złapać flow (wiem, wiem - ciężko będzie, jeśli masz słaby dzień). 

Jeśli, przykładowo, jest to trening "wokół domu" (mam taką rundę wokół osiedla, którą czasami biegam), wtedy możesz łatwo go skrócić. Po prostu zrobisz mniej pętli, i tyle. Jeśli natomiast biegniesz gdzieś dalej i w drodze gorzej się poczujesz, wtedy masz problem, bo jakoś trzeba przecież wrócić. Możesz wtedy przejść do marszu lub do marszobiegu (bieg na przemian z marszem), nazywanego często bieganiem metodą Galloway'a. No i nie próbuj biec na siłę tego dnia, bo nic dobrego tym nie osiągniesz

Mój ostatni trening należał do jednych z najgorszych w ogóle. Czułem się całkiem nieźle przed wyjściem z domu. Pogoda sprzyjała, choć deczko za ciepło się ubrałem. Planowałem 10km, więc nie brałem nic do picia (tym bardziej do jedzenia). Wybiegłem na moją ulubioną trasę: asfalt, troche szuter, fajne górki, sporo przyrody. Od początku biegło mi się bardzo ciężko: z trudem unosiłem stopy. Czułem też, że mam wysokie tętno. No i czasy na poszczególnych kilometrach były rekordowo słabe - blisko o minutę gorsze niż być powinny przy mojej obecnej formie (słabej zresztą). Nie odpuściłem jednak treningu. Dobiegłem do zawrotki i wróciłem drugie 5 kilometrów do domu. Gdy wszedłem do środka, nawet nie miałem siły ani ochoty się rozciągać. Zrobiłem sobie izotonik i siadłem na wyrze, by sprawdzić wyniki na smartfonie. Jak wspomniałem, czasy były tragiczne. Nie to jednak mnie zszokowało. Nie mogłem wręcz uwierzyć, gdy spojrzałem na wykres przedziałów pulsu. Że tętno miałem generalnie wysokie, to wiedziałem, bo Endomondo informowało mnie w słuchawkach na trasie. Średnio miałem 158 uderzeń na minutę, co by sugerowało mocny bieg, a nie wleczenie się. Natomiast przedziały pulsu na wykresie wyglądały tak, jak jeszcze NIGDY do tej pory: zero "rozgrzewki", zero "spalania tłuszczu", 20% "aerobowego", aż 54% "anaerobowego" i 24% "maksimum". Czyli wlokłem się, a tętno jak na szybkim treningu lub zawodach. W zasadzie to wyszło na to, że biegłem, jak byłbym chory tego dnia...

W sumie nic złego się nie stało, krzywdy sobie nie zrobiłem. Jednak z perspektywy tych kilku dni uważam, że lepiej by było, gdybym tego dnia nie biegł wcale, albo przerwał trening. Nie powinno się biegać na siłę

Ważne, by nie przejmować się jednym złym dniem. Tak się po prostu czasem dzieje, że trafia się podły dzień, nagły spadek energii. Trzeba to przetrwać, i tyle. Jeśli natomiast jest to cała seria dni, to nie można tego bagatelizować, gdyż może to być albo stan chorobowy, albo przetrenowanie.