Stało się: pierwszy półmaraton za mną! Nie było lekko, ale jestem szczęśliwy. Zapraszam Cię do lektury mojej (skróconej) historii związanej z tym biegiem.
Biegam od 1,5 roku. Tak naprawdę w cyklu ciągłym to gdzieś od 8 miesięcy, bo zeszłej zimy praktycznie nie biegałem. Na treningach biegam 5 - 10 km, sporadycznie więcej. Mój najdłuższy bieg (trening) do tej pory to 15 km. Startuję czasami w zawodach dla amatorów, na 5 lub 10km. I mając taki bagaż doświadczeń postanowiłem spróbować swoich sił w biegu na 21,097km.
Z wywieszonym jęzorem na start
Kraków w dniu biegu był dość poważnie sparaliżowany. Moja żonka Małgosia wspomagała mnie tego dnia - przywiozła mnie na miejsce. No, może nie zupełnie na miejsce, bo pod centrum handlowe M1 (dalej już była blokada). Przez stanie w korkach dojechaliśmy na 10.45, a start biegu miał być o 11.00. Zatem lekko zdenerwowany szybko przebrałem się w ciuchy biegowe i w ramach rozgrzewki pobiegłem na start pod naszą wspaniałą halę - Tauron Arena Kraków. Przybiegłem o 10.56, czyli 4 minuty przed planowanym startem. Start opóźniono o 4 minuty, więc nie miałem problemów. Zresztą zanim mój sektor wystartował minęło kolejnych kilka minut.
Początki, jak po maśle
Muszę w tym miejscu dodać, że biegłem lekko przeziębiony. 2 tygodnie wcześniej startowałem z bratem Piotrem w wyścigu szosowym - Tour de Cracovia. Taki ze mnie wariat, że amatorsko ścigam się w zawodach MTB, także w szosowych, a do tego biegam. No i tamten wyścig przypłaciłem przeziębieniem - ciągnącym się 2 tygodnie. Tak więc na półmaratonie smarkałem od startu do mety. Jednak - jak wspomniałem - początki były zdecydowanie łatwe. Postanowiłem biec większość trasy stałym, umiarkowanym tempem, a dopiero na ostatnich kilku kilometrach - w miarę możliwości - nieco przyspieszyć.
Zapisując się na bieg, deklarowałem (jak każdy) czas, w jakim chcę ukończyć zawody. Wpisałem 1:50:00 - 2:00:00. Przez wspomniane przeziębienie podjąłem przed biegiem decyzję, że jednak spróbuję dobiec w 2 godziny do mety, a ustanawianie lepszych czasów zostawię na inną okazję. Jednak po starcie miałem wrażenie, że pacemakerzy biegnący na 2h mają za wolne tempo, że stać mnie na więcej. No i biegłem szybciej, niż zakładałem. Nie było to wielkie szarżowanie, ale po kilku kilometrach Endomondo mnie informowało w słuchawkach, że spodziewany czas na mecie to 1:55, a potem nawet tylko nieco ponad 1:52. Czułem się dobrze, biegłem bez zadyszki - wszystko wskazywało na to, że (pomimo przeziębienia) mam dobry dzień i uzyskam niezły (jak na mnie oczywiście) czas. Tak było do czasu...
Zaczęło się na Błoniach...
Po 8 kilometrze dotarłem do krakowskich Błoni. Biegło mi się jeszcze bardzo dobrze, ale już gdzieś w połowie okrążania Błoń zauważyłem, że tempo mi spada. Sygnałem ostrzegawczym było kilku gości, z którymi chciałem się utrzymać - i nie mogłem, choć wydawało mi się, że biegną dokładnie "moim" tempem. Faktycznie: około 11 kilometra zaczął się u mnie lekki kryzys. Lekki, ponieważ później zdarzały mi się jeszcze dobre momenty, ale generalnie było coraz gorzej.
Przebiegając przez Rynek nogi miałem coraz cięższe. Później pod Wawel i znowu obok Wisły - coraz ciężej. Jak wcześniej pisałem, początkowo biegłem niezłym tempem i raczej się zapowiadało, że może dogonię pacemakerów na tempo 1:50:00. Jednak opadałem z każdym kilometrem z sił i jakieś 4 kilometry przed metą doszli mnie pacemakerzy na czas 2:00:00. Próbowałem się z nimi utrzymać, ale udało mi się tylko przez kilometr. Ostatnie 3 kilometry to była dla mnie prawdziwa mordęga. Nawet nie wszystko pamiętam... Doczłapałem jakoś do mety, cały czas biegnąc. Czas na mecie: Paweł Krzyworączka 2:01:27 (oficjalne wyniki). Marzyłem o ukończeniu tego biegu i udało się!
Czy popełniłem jakieś błędy?
Zastanawiałem się później, czy popełniłem jakieś błędy, które sprawiły, że ostatnie kilka kilometrów były dla mnie takie ciężkie. I wydaje mi się, że był tylko jeden błąd - ale nie w czasie tego biegu. Po prostu za krótkie dystanse biegałem do tej pory. 10km nijak się ma do 21km. To zupełnie inna bajka. Myślałem, że skoro na luzie biegam 10 kilometrów na treningach czy zawodach, to 21 też przebiegnę, choć oczywiście w luźnym tempie. Myliłem się. Nie mówię, że trzeba przebiec dziesiątki razy po 20 km, żeby wystartować w półmaratonie. Ale radzę każdemu: jeśli chcesz przebiec na zawodach półmaraton, trenuj nie tylko biegi godzinne lub na 10km, ale także dłuższe: 12, 15, może nawet 18km. Jeśli takich biegów (w ciągu kilku miesięcy przed startem) będziesz mieć w nogach przynajmniej kilkanaście, półmaraton nie powinien być mordęgą, ale czymś bardzo przyjemnym. Ja nie miałem takiego wybiegania, dlatego moje nogi miały dość po około 15km biegu. A uwierz mi: ostatnie 6km wydają się wiecznością, gdy nie masz siły w nogach. I nie pomogą izotoniki, żele energetyczne, czy banan. Gdy nogi mówią NIE, ledwo biegniesz lub stajesz.
Organizacja na medal
Jest naprawdę niewiele drobiazgów, do których mógłbym się przyczepić. Drobiazgów, bo z rzeczy "grubych" nie ma się czego czepić. Te drobnostki to np. tłok w niektórych miejscach na trasie, mała niefrasobliwość osób z obsługi punktów z napojami, czy niezbyt smaczny makaron na mecie. A tak to same superlatywy można słać pod adresem organizatorów: piękna trasa, cudny medal, sprawna organizacja. Za rok z pewnością wezmę udział w kolejnej edycji - 3. PZU Cracovia Półmaraton 2016. Polecam każdemu amatorowi biegania!